6 lipca 2018

A Ty kiedy się ostatnio zatrzymałeś?






Centrum Łodzi. Przy szklanej wystawie siedzi staruszka z kilkoma bukietami  kwiatów. Tych, które pachną tak naprawdę, nawet kilka kroków dalej. Tych, których jaskrawe kolorowe płatki zdają się tańczyć na tle szarego bruku. Tych, co wcale nie muszą wytrwać jak najdłużej niczym dezodorant na 78 godzin. Tych, które zwiną są i opuszczą płatki, kiedy będą chciały. Tych, które mogą być związane recepturką, a nie ozdobną kokardą. Te kwiatki wcale nie były estetycznie ułożone w spójne wiązanki. Wystawały z nich źdźbła trawy, a pewnie niejedna kwiaciarka powiedziałaby, że kolorów w taki sposób łączyć absolutnie nie można. Ale dla mnie był to najładniejszy bukiet. Był tak samo drobny jak dłoń kobiety, która wzięła do ręki  pięciozłotówkę. A ja wracałam do domu z latem za rękę.



Piotrkowska. Najczęściej odwiedzana ulica w Łodzi. Pełna różnych języków, turystów, miejscowych… Tych w eleganckich ubraniach z kawą za szklaną szybą. I tych, którym impreza przedłużyła się do środy. I pomiędzy tym wszystkim dwóch chłopców. Jeden taki z krwi i kości, wciąż niewystający za blat stołu. A drugi trochę naciągany, bo dobrze po siedemdziesiątce, ale za to młody duchem. Ten starszy siedzi na ławce z dwoma pacynkami w rękach i zaczyna spektakl dla jednego widza. Widza tak ciekawego świata, że chłonie go wszystkimi zmysłami. Pacynki mają różne glosy i inne historie i marzenia. I w tym momencie zostaje tylko ciepły głos staruszka i wpatrzone w marionetki niebieskie oczy chłopca. Innego świata obok już nie ma.




Gdańsk. Stare miasto. Chłopak z plecakiem i płynem do baniek mydlanych. Przy zachodzącym słońcu daje ostatni popis tego dnia. Wypuszcza kolejne bańki w powietrze i  nagle wypowiada niepisaną wojnę wśród najmłodszych  o to, kto zbije tę największą bańkę. Biegania i krzyków nie brakuje. A przede wszystkim pojawiają się uśmiechy. I wyciągnięte aparaty. I zawieszone spojrzenia w tej zatrzymanej chwili. I tak codziennie, za monety rzucone do kapelusza. Byle na płyn do baniek, nocleg i jedzenie.



Sopot. Promenada pełna wczasowiczów. I ona. Kobieta rysująca portrety w kilkanaście minut. Ma brudne ręce od ołówków, które ma w każdej możliwej kieszeni, za uchem i na ziemi. I chłopiec na krześle naprzeciwko niej. Z uśmiechem tak szerokim i wszystkimi zębami na wierzchu, że pewnie już go boli szczęka. I kolejna uchwycona chwila. Tylko czyjąś ręką i czyimś talentem. A nie przyciskiem aparatu. 


Samochód, w podróży gdzieś pomiędzy kolejnymi nieznanymi mi miastami, podczas pisania tekstu. I zachód słońca, który wpadał na ekran laptopa tak uparcie, że musiałam go odłożyć.


A Ty kiedy się ostatnio zatrzymałeś?



1 komentarz:

  1. Wspaniały post :) Coraz częściej brakuje nam czasu na chwilę refleksji i zatrzymania się choć na moment...
    Pozdrawiam Justyna z http://wszystkococzytam.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń