"Zaiste wspaniale jest być dziennikarzem! Płacą mi za coś, co wielu innych musi finansować z własnej kieszeni - za podróże po świecie w celu jego zrozumienia."
Tiziano Terzani - Dobranoc, Panie Lenin!
Od kilku dni moje miejsce pracy
wyglądało jak pobojowisko. Kolejne kartki papieru spadały z
biurka tworząc na podłodze dywan. Ważna informacja na każdej z
nich, która może być kluczem do sukcesu. Z poczuciem bezsilności
spojrzałam na rozładowany telefon. Dziennikarz bez dostępu do
świata to niczym Wszechświat bez gwiazd. Zrezygnowana opadłam na
fotel.
„Musisz umieć pracować pod presją
czasu” - te słowa głuchym echem odbijały się w mojej głowie.
Zazwyczaj świetnie z tym sobie radziłam.
Od dziecka marzyłam, żeby zostać
dziennikarzem korespondentem. Już jako mała dziewczynka z wielkim
plecakiem zwiedzałam z rodzicami najróżniejsze zakątki świata.
Uwielbiałam nawiązywać nowe znajomości i odkrywać nieznane
wcześniej miejsca. Początkowo myślałam, że mam coś w sobie z
Inspektora Gadżeta, jednak z upływem czasu zrozumiałam, że
świetnie odnajduję się w dziennikarstwie. Wszyscy mówili mi, że
mówię zdecydowanie za dużo. Może to i prawda, ale słuchać też
umiem. Jako ciekawskie dziecko przeglądając biblioteczkę babci
znalazłam fragment artykułu „Dobry dziennikarz powinien mieć
nosa. Dzięki temu poczuje dym, zanim ktokolwiek zauważy ogień. Ten
nos zaprowadzi go tam, gdzie coś się dzieje, nim dowie się o tym
reszta świata”. Wtedy poczułam na ramieniu rękę babci.