Kobieto…
Tak naprawdę prawie nic o Tobie nie wiem. Nie wiem czy
wolisz być nazywana „dziewczyną”, czy „kobietą”. Nie wiem, w którym momencie
swojego życia się znajdujesz. Nie wiem jak jesteś nazywana. Czy rodzice czule
mówią do Ciebie „moja córeczko”? Czy może jesteś „skarbem” dla swojego chłopaka?
A może to mały szkrab, wyciągając ręce i zawierzając Ci wszystko, cienkim
głosem mówi do Ciebie „mamo”? Nie wiem czy codziennie rano pędzisz na autobus
do szkoły, czy wsiadasz za kierownicę swojego auta i jedziesz do pracy. Nie
wiem jaki kolor pasuje do Twoich oczu, ani nie wiem czy lubisz zwiewne
sukienki. Nawet nie wiem w jakiej części świata się urodziłaś. I nie wiem też
jak to jest oglądać zachód słońca po drugiej stronie globu. Tak naprawdę nie
wiem o Tobie prawie nic. A zarazem wiem tak dużo.
Wiem na przykład, że w niektóre wieczory zasypiasz, myśląc
„co by było gdyby”, tworząc w głowie
scenariusze, które prawdopodobnie nigdy się nie wydarzą. Wiem też, że innych
wieczorów zasypiasz wraz z momentem przyłożenia głowy do poduszki, bo cały
dzień był tak wyczerpujący. Wiem też, jak świecą Ci się oczy, gdy ktoś dla
Ciebie ważny powie „jesteś dla mnie najważniejsza”. Wiem, że czasem
uśmiechniesz się sama do siebie, czytając linijkę wiersza. Wiem jak brzmi Twój
najszczerszy śmiech. Ale też znam smak Twoich łez. Wiem ile masz w
sobie pokładów ciepła i chęci bycia coraz lepszą. Wiem, że Twoja emocjonalność
jest zarazem największym darem i przekleństwem. Wiem jak przywiązujesz się do
ludzi. Wiem to, Nieznajoma, bo nosimy w sobie ukryty ten sam pierwiastek.
Pierwiastek kobiecości.