Od dwóch godzin i dwudziestu ośmiu minut trwa jesień.
Dopiero teraz to zauważyłam.
I zrobiło się zimno.
Bardzo.
Właśnie rozpoczyna się pora kurczącego dnia i niknącego
światła. Moment przejścia. Lato wymyka się ukradkiem, nie żegnając się z nikim.
Przecież wydawało mi się, że nie można odejść, nie pozostawiając śladów.
Niedosunięte do stołu krzesło. Nieumyty kubek po herbacie. Uchylone drzwiczki
od szafki. Jakaś rysa na duszy.